Spośród ponad 150 win z
największego austriackiego okręgu Weinviertel, które przetestowaliśmy ostatnio na
miejscu, ledwie 3–4 procent było zamkniętych tradycyjnym korkiem. A i to już
tylko prawdopodobnie „końcówka linii”. Wszyscy deklarowali murem, że
definitywnie kończą ze starą tradycją – korki zostaną jeszcze przez jakiś czas
w butelkach eksportowanych do niektórych krajów, w których konsumenci ciągle są
do nich przywiązani.
W tej zmianie nie chodzi
nawet o choroby powodowane przez naturalne zamknięcie, ale o brak
homogeniczności win w poszczególnych butelkach. – Kiedy otwieram dziesięć
butelek swojego grünera, nigdy nie jestem w stu procentach pewien, czy dane
wino jest w optymalnej kondycji, czy też coś złego zaczyna się w nich dziać.
Każde jest minimalnie inne, co trudno mi wytłumaczyć kolejnym degustującym i
klientom – mówił mi Chistopher Bauer z Jetzelsdorf.
Trudno mu się dziwić, bo
istotnie tak jest i… zawsze było.
Kilku-, kilkunastoletnie wina zamykane korkiem nigdy nie dojrzewały tak samo,
bo warunki w piwnicach ich właścicieli nigdy nie były identyczne. Piwnica nie
jest przecież sterylnym laboratorium, tylko piwnicą właśnie. Choć dziś bywa często
bardzo nowoczesnym i skomputeryzowanym miejscem. Niemniej producent, który
przywozi swoje wina np. na Prowein nie chce ryzykować, otwierając flaszkę za
flaszką, iż kolejna próbka będzie różna od poprzedniej.
Ale i nowe zamknięcia mają swoje
wady. Coraz szerzej pisze się o tzw. chorobie „kapslowej”. Nie jest to zbyt
precyzyjne określenie, bo samo zjawisko nie jest jeszcze dokładnie zbadane, a
właściwie – jak mi się wydaje – obejmuje też kilka różnych pojęć. Główne z nich
dotyczą środowiska niemal beztlenowego, w jakim znajduje się wino, inne –
kontaktu z siarką oraz obecności w winie białka. Oba są znane od lat, od
momentu kiedy powszechne w użyciu stały się metalowe tanki.
Najciekawsze jest to, że według
moich rozmówców metalowe zamknięcie zupełnie nie przeszkadza w wieloletnim
dojrzewaniu wina, co było do niedawna głównym argumentem przeciwników tej
metody. Już trzyletnie wina dojrzewane w butelkach z oboma rodzajami zamknięć,
które ocenialiśmy, wykazywały się rewelacyjnymi cechami starzenia, czasami z
wyraźną przewagą nowych zamknięć. Nic nie brakowało także najstarszym, 9-letnim
winom z zakrętkami, jakie udało nam się „wydobyć” z piwnic producentów. Wiele
„kapsli” ocenialiśmy bez wahania na grubo ponad 90 punktów!
Ciekawe jest także to, że
zakrętki są często (zwłaszcza w przypadku mniejszych producentów) droższe o od
zamknięć korkowych. Bardzo kosztowne są nowoczesne maszyny, a zwłaszcza ich
ciągła konserwacja, by pracowały precyzyjnie, a także ciągła konieczność
utrzymywania dwóch linii rozlewniczych – tradycyjnych i nowych. Ale austriaccy
winiarze mają spore doświadczenie w łączeniu sił i wspólnym kupowaniu maszyn
dla kilku posiadłości.
O samych z winach z Weinviertel – wkrótce w „Czasie Wina”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz