Czas Wina

sobota, 2 lutego 2013

Chorwacja po ćmoku

Tu nie będzie o turystyce, o Polakach, którzy wybierają (i słusznie) Chorwację jako destynację swoich wakacyjnych wypadów. O tem inni piszą obficie. Mam zająć się winami. Od razu powiem, że nic o nich nie wiem, ani też wytwórniach, ni też o ludziach, którzy za nimi stoją. Nic a nic. Byłem kilka razy w Chorwacji, ale akurat tych win nie spotkałem. Szkoda. Jako niedzielny bloger dostałem z rodzimego magazynu „Czas Wina” kilka próbek, by je wstępnie ocenić. Jadę więc po omacku, a jak mówiła moja babcia „po ćmoku”. Zaczynajmy więc!

Vina Belje Graševina z winnicy Goldberg, region Podunavlje, rocznik 2011 to – jak rozumiem – top tego producenta. Naklejka informująca o złotym medalu na konkursie Mundus Vini, na którym ostatnio sędziowałem, nie do końca mnie przekonała. Ale w kieliszku wino daje „popalić”, a przynajmniej zadziwia. Gdyby je podać Austriakowi – nie uwierzyłby za nic, że to po prostu welschrieling. Ten bywa tam tam albo lekki, albo ciężki, słodki, burgenlandzki, często botrytyzowany. Graševina jest winem wytrawnym, ale potężnym jak czołg i jak czołg mocnym (14,7% alkoholu), a przy tym bardzo eleganckim. Usta pełne, niemal oleiste, z wybitą kwasowością, która ożywiłaby niejednego nieboszczyka. W nosie nuty jabłkowe i troszkę cytrusowe. Całość bardzo harmonijna - można się w to bawić bez obaw. A i przemyśleń sporo nad tem, jak można nieklasycznie potraktować różne odmiany.

Plavac Hvar, jak łatwo wydedukować pochodzi z wyspy Hvar. Celu migracji setek tysięcy Polaków letnią kanikułą. Ale o tem miało nie być. To niezbyt mocno zabarwione, lekkie wino, pachnące jeżynami i aronią. Bardzo delikatne i przyjemne, z fajną pikantnością. Jeśli nie jesteśmy zwolennikami ciężkich bockbusterów – to dostajemy to, czego szukaliśmy! Istria – w domyśle malwazja, malwazja – w domyśle Istria. To oczywiste. Więc Festigia Malvazija Reserva 2011 jest właśnie z półwyspu Istria. Po prostu. Klasyczna, a właściwie starożytna, aromatyczna odmiana, daje takie wino, jakim powinno być. W dodatku dość ciężkie. Można rozkoszować się samem winem, można podać do wielu potraw, choćby ryb przyrządzonych na różne sposoby, zwłaszcza z dodatkiem ziół. Ale można i do deserów! Radość wielka!

Czy kto jeszcze pamięta historię white zinfadela – różowego wina, które zawojowało Amerykę, i które ciągle święci tam wielkie triumfy? Wino typu multitasking do wszystkiego – od chili po pizzę i hamburgery. Robionego z czerwonej odmiany zinfandel i otrzymanego przez przypadek w wytwórni Sutter Home, bo ktoś się zagapił i wytłoczył miazgę, miast przepompować ją do tanku fermentacyjnego. Różowe DK Pinot crni (Dvanajščak-Kozol, Vingorje Međimurje) dokładnie przypomina ten typ wina, choć to to pinot noir. Półsłodkie z mocnymi nutami truskawkowo-malinowymi i arbuzowymi. Dobrze schłodzić i duża przyjemność w ciepłe dni. W dodatku żadnych specjalnych preferencji jedzeniowych – wino uniwersalne. W dodatku – jak się zdaje – dobrze trafia w polskie podniebienie.

Na koniec deser – to, na co czekałem od początku samotnej degustacji. Dwie najbardziej aromatyczne odmiany na świecie traminer i muskat. Zacznijmy od Traminaca Iločki Podrumi 2011 „daje” po nosie z siłą panzerfausta. Natłok aromatów liczi i róży powoduje miękkość nóg. Wino kobiece? Może być i tak, czemu nie. Ale uwaga – to wino wytrawne, no nieco w kierunku półwytrawności. Piękne i eleganckie – cieszy serce. Jak ktoś z przyjaciół nas z nagła najdzie z bagażem swoich problemów, od razu podać! Zadziała!

No i muskat, żółty. Tutaj słodki, deserowy Muškat Žuti (Vina Velikanović), rocznik 2011. I to w wersji beerenauslese! Można obstawiać jak w kasynie, co akurat wyłowimy z worka aromatów: czy to będzie drzewo różane, kolendra, a może kwiat bzu? Czy też najzwyczajniej skoncentrowany zapach własny tej odmiany? Miłej ruletki i zabawy! W każdym razie w czwartek na degustacji win chorwackich w Pałacu Sztuki przy placu Szczepańskim w Krakowie trzeba być. Ja będę na bank. Będzie się działo!