Czas Wina

środa, 14 lipca 2010

Pojeść w chmurach...

Ogólnie rzecz biorąc – trudne to, ale konieczne. Choć określenie „pojeść” jest tu szczególnie bolesne. Nie mówiąc już o piciu wina. Niemniej, niemal wszystkie linie lotnicze starają się, jak mogą. Nie mam na myśli oczywiście takich przewoźników jak Alitalia, która już od dekad nie stara się o nic, a jeśli już to o to, by przeżyć i uniknąć przynajmniej jednego strajku w tygodniu. Także LOT, którego wina ze znajomymi dziennikarzami wzięliśmy kiedyś pod lupę, jest wyposażany w wino przez ich zaopatrzeniowca.

Niemniej wielkie linie, zwłaszcza w swoich klasach business, chlubią się doradztwem znakomitych sommelierow i sław wina.

Ostatnio jedna z takich osób opowiadała mi o warunkach, w jakich odbywają się takie wybory. Degustuje się wina, a także potrawy, w prawdziwych symulatorów lotów oddających warunki panujące na wysokości około 12 tysięcy metrów. Ciśnienie w takich kapsułach odzwierciedla to, jakie mamy na wysokości 2,5 tysiąca metrów (taka jest samolotowa norma) oraz przy wilgotności powietrza 15 procent. Czyli suchszego niż najsuchsze zboże w spichlerzu.W tak ekstremalnych warunkach nawet plastikowy kubek na sok może zacząć dziwnie pachnieć, tacka kurczyć się pod wpływem ciepła, karton zapaść się do wewnątrz, a w najlepszym chablis – mogą pojawić się bąbelki.

Stąd tak potężna waga, jaką dobre linie lotnicze przywiązują do tych wszystkich zjawisk. Dlatego wybór przewoźnika jest tak ważny, a rezygnacja z innych – oczywista i natychmiastowa...