Czas Wina

sobota, 15 stycznia 2011

Koniec beczki?

Nowy Świat bez dwóch zdań kojarzył się do tej pory z jednym – ekscesywnym użyciem beczki. Czy to dobrze, czy źle – nie wiadomo. Ale przez lata podobało się to przeciętnemu konsumentowi. Pełne, okrągłe wina, dużo wanilii i mała kwasowość, a wszystko to dawało złudzenie słodkości i zadowolenia.


Czy tak będzie dalej – oj, na pewno nie! Rzecz jasna – nie od razu. Ale dziś winiarnie Nowego Świata szybciej dostrzegają gusta klientów, niż kreują nowe. Poza tym – ogromne rzesze klientów są już tą monotonią zmęczeni. Bardzo zmęczeni. Mało tego – w niektórych kręgach można zaobserwować pewne złośliwości padające pod adresem osób o „niewyrafinowanych” gustach”. Przez co właśnie rozumie się niewnikanie w głębsze pokłady zapachowo-smakowe win z różnych regionów. Wyszukiwanie takich smaczków staje się modne, a już użycie słowa „terroirystyczne” jest bardzo cool.


W wielu winiarniach Nowego Świata zauważyłem wręcz, że winiarze z góry zastrzegają przed niektórymi próbkami win: „no oak” czy też „no oak treatment”. Co więcej robią to z wielką dumą. Dotyczy to często win „otwierających”, czyli linii podstawowej dla wielu winiarni. I – co ciekawe – nie wynika to z oszczędności, wszak dębowe czipsy czy klepki aż tyle nie kosztują (w Casablance widziałem winiarnię-restaurację, której podjazd był wysypany nie żwirem, ale… czipsami właśnie).
„Nasz klient, nasz per Pan”, jak mówi Edek Sztyc w filmie Vabank II Juliusza Machulskiego. Czyli robimy to, czego oczekuje od nas odbiorca. A ten chce dziś mniej beczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz