Czas Wina

sobota, 5 czerwca 2010

Alba na czekoladzie jedzie


Z czym kojarzyć się może normalnemu człowiekowi niewielka piemoncka Alba? Rzecz jasna z winem. I to takim prima sort! A w dodatku w wielkiej abundancji. To tutaj spływają z okolicznych wzgórz strumyki i rzeczki barolo, barbaresco, langhe nebbiolo czy roero. Tutaj także organizuje się doroczne oceny tych win – teraz pod nową nazwą Prima Nebbiolo – w której przed chwilą jeszcze brałem udział.
Inni zaś wskażą na grzyby, a dokładniej na trufle, bo Alba to światowa stolica tego smakołyku. Piszę „smakołyku” z szacunkiem, bo sam ich nie znoszę – są zbyt mocne i ostre dla mnie. Niemniej doceniam je i przemawiają do mej wyobraźni zdjęcia z dorocznych „polowań” na trufle i opowieści biorących w tym udział miejscowych fachowców ze swymi zwierzętami.
Spacerując właśnie Vittorio Emmanuele (główny deptak), stanąłem w pewnym momencie jak wryty. Na stolikach jednego ze sklepików, pośród dziesiątków lokalnych delikatesów w postaci owoców, warzyw, oliw, win, suszonych prawdziwków, grappy, serów i makaronów stał sobie słoik… Nutelli. Ale nie był to słoik zwyczajny – to był 5-litrowy zbiornik! Niczym puszka towotu z zakładów naprawczych taboru kolejowego!

Przecierałem długo oczy, a gdy spojrzałem jeszcze raz – słój dalej tam stał! Ruszyłem do przodu i w następnym sklepiku – znów to samo! W luksusowym butiku-enotece regionalnej obok mojego hotelu I Castelli – też. Wszędzie ta sama cena – 32 euro z jakimś ogonkiem. Przyznam, że tak zgłupiałem, iż nawet nie zapytałem sprzedawców, skąd ten pomysł, by malutkie słoiczki z oliwą truflową kolegowały się z kanistrami Nutelli. Przecież lokalnych słodyczy tu nie brak. Przecież turyści nie będą ze sobą tachać pięciokilogramowej puszki, nawet gdyby kosztowała ona 10 euro.
W Albie – jak wszędzie – we Włoszech dużo jest zwiedzających Niemców i wiele rzeczy dostosowuje się pod ich gusta. Wszakże ci Niemcy są już ewidentnie w wieku post-produkcyjnym i nie wiem, jakie upodobanie mogliby znajdować w masie czekoladowo-ziemno-orzeszkowej. Ale też nie przesądzam takich kwestii. Kiedyś znajomy barista w jednym z florenckich lokali sprecyzował mi, po czym odróżnia mieszkańca znad Renu, Mozeli lub Łaby od reszty świata. Otóż po tym, iż „normalny człowiek po posiłku zamawia caffé, co oznacza espresso, zaś Niemiec zamawia caffé, co oznacza cappuccino.”
No nic – nie jestem w stanie rozstrzygnąć, kto w smakowych delikatesach Alby poluje na 5-kilowe Nutelle. Niemniej ktoś to jednak czyni, bo miejscowi sprzedawcy nie są idiotami i nie trzymaliby tych wielgachnych kanistrów w każdym sklepiku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz