Czas Wina

wtorek, 27 września 2011

O balonach słów parę

Zdarza się, i to dosyć często, że nasza degustacyjna wiedza narażona jest na płynące zewsząd wyzwania. Nie o to chodzi, że ktoś się czepia o to, skąd jakie wino jest, albo, które jest lepsze, ale o to, z jakiej odmiany zostało zrobione. Takie pytanie od adepta wiedzy winiarskiej ma być wyznacznikiem naszej wiedzy lub sprawdzeniem, czy w ogóle coś o winie wiemy, czy też po prostu – jak mu się wydaje – szachrujemy. Oczywiście, taki ktoś wcześniej sprawdził etykietę, ukrył butelkę przed naszym wzrokiem i struga mądralę.


Takie sytuacje są dla mnie zmorą i nie da się komuś wytłumaczyć, że nie o to chodzi, z czego, ale czy jest dobre i dlaczego. Pacjent nie odpuści, póki nie dowiedzie naszej ignorancji, a nasze argumenta ma za nic.
Kiedyś też tak myślałem, ale na szczęście mam to już za sobą. Wydawało mi się, że wystarczy wykuć na pamięć opisy zapachów i smaków przynależnych poszczególnym odmianom, nauczyć się je wychwytywać w próbkach i już witamy się z gąską – wiemy, co trzeba. Jednak ilość wpadek w trakcie nauki i potem w czasie życia zawodowego, zaczęły powodować u mnie dziwne refleksje. Przecież wino pachnie tak i tak, no nie? Są takie owoce, takie przyprawy, warzywa te, a nie inne, więc czemu czytałem na etykiecie „Chardonnay” a nie „Trebbiano”, i „Tempranillo” zamiast „Caberneta”. Jakże to tak? To ja się mylę, czy producent?
Refleksje owe dość szybko doprowadziły mnie do konstatacji, że żadne sztywne wzorce nie istnieją, a najwięcej zaś zależy od sposobu winifikacji, lokalnych zwyczajów i miejsca produkcji, niż od samej odmiany właśnie. Cóż, takie życie.

Ale cóż zatem począć z namolnymi „sprawdzaczami” naszej wiedzy. Przecież tego wszystkiego, co powyżej, nie da im się wytłumaczyć w minutę. Oni chcą dowodów! Dlatego, by się odczepili, opracowałem sobie szybką metodę „opędzania się” od nich.
Działa to prosto – jeśli dajmy na to wino jest białe, mamy od kopa dwie możliwości. Jeśli to sauvignon blanc, a to powiedzmy na 90 procent uda się to wyczuć, wtedy krzyczymy: – To elementarne – to sauvignon blanc! Zaś jeśli wyczuwamy, że to nie sauvignon blanc, to walimy go między oczy z zadumą i bez skrupułów stwierdzając: – To chardonnay, nie czujesz pacanie?!
I nie ma żadnego znaczenia, że to akurat nie jest chardonnay, tylko fernão pires. Bo szybko dodajemy z jeszcze mądrzejszą miną profesora: – Tak, ale wyraźnie zrobiony w stylu nowoświatowego chardonnay!
No i koleś umarł w butach, albowiem takiego argumentu nie zbije niczem. Lata świetlne nauki przed ignorantem, by zrozumiał, że robimy go w balona.
Miłej degustacji zatem życzę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz