Czas Wina

środa, 13 kwietnia 2011

Kasa i tradycja

W czasie ostatniego, dłuższego pobytu w Toskanii zauważyłem dziwne zjawisko – manię używania słów „tradizionale” i „classico”. Zwłaszcza to „tradizionale” jest na ustach wszystkich i każda rozmowa z producentem zaczyna się od informacji, że jego wina są właśnie takie. Ki czort! – myślę sobie – jestem tu dość często, ale takiego natężenia w nadużywaniu tego słowa nie słyszałem.

Od razu pomyślałem o kasie, bo jak ktoś używa czegoś w takim nadmiarze i tak natarczywie, to musi chodzić o pieniądze. W chianti classico dzieje się źle. Może nie bardziej niż gdzie indziej, ale źle. Wszyscy oszczędzają, tną, odchudzają i obcinają. Kryzys. Najtańsze chianti classico, o jakim słyszałem kosztowało 2,40 euro za flaszkę, a zapewnie nie był to rekord. Kupował je brat znajomego producenta do swojej restauracji – butelkowane, ze wszystkimi opłatami, z dostawą. Część sprzedaje jeszcze taniej, deklasyfikując swoje wina, tzn. przesuwając je z chianti classico do zwykłego chianti.

Z drugiej strony określenia „tradizionale” i „classico” nie mają w chianti właściwie żadnego umocowania historycznego. Chianti – jak chcą miejscowi – zostało dokładnie zdefiniowane pod koniec XIX wieku, ale jego historia jest wielowiekowa. Niemniej określenie „chianti” odnosiło się zawsze do miejsca pochodzenia, a nie jakiejś wspólnej tradycji charakterologicznej, wypracowanej przez producentów. Bo jeśli tak, to najbardziej tradycyjnym chianti, byłoby to, które znamy z lat 60. i 70. ub. wieku, czyli sprzedawane masowo do Stanów i turystom w pękatych butelkach w słomianej oplotce. A do tego chyba nikt nie chciałby tu dziś wracać.


Albo też chianti, jakie znamy po rewolucji supertoskańskiej, chianti, które mocno podryfowało w kierunku Nowego Świata, z ekscesywnym użyciem beczki. Takie, jakie znamy z ostatnich 20 lat. To zupełnie różne wina, więc o tradycji – cicho sza!
Poszedłem tym drugim tropem, tropem beczki i zauważyłem, że jeśli pomęczyć jakiegoś producenta, co ma na myśli mówiąc o tradycji, zaczyna właśnie od… beczki.
Na szlaku podróży spotkałem kumpla, zaprzyjaźnionego dziennikarza. Przy kawie mówię mu o swoich odkryciach, a ten w śmiech: – Masz rację – kasa! – oni nie mają forsy na nowe beczki! Kryzys. I zamiast mówić o tym wprost, ładniej im to ubrać w słówko »tradycja«. Ładniejsze i dużo lepiej brzmi. Dla mnie logiczniejsze jest określenie »normalność« i »opamiętanie«”.

I tak od słowa do słowa zaczęliśmy się zastanawiać, jakie będą najbliższe lata w chianti. Czy oszczędność na beczkach „wyprostuje” to wino. Pewnie nieco tak, ale nie ma mowy, by pojawił się jakiś nowy styl w apelacji chianti classico. Bo najlepszych będzie stać na beczki bez względu na sytuację, i będą sprzedawać swoje wina po 30–50 euro za butelkę. Zaś ci, którzy sprzedają teraz po 2,40, będą walczyć, by utrzymać się przy życiu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz