Czas Wina

wtorek, 12 lipca 2011

Bujda na resorach?

Kiedy poznałem bordoską klasyfikację z 1855 roku, odruchowo nauczyłem się jej na pamięć (były to czasy, kiedy nie było internetu, a cenne książki się pożyczało). To bezmyślne kucie nie uchroniło mnie jednak od twórczego myślenia. Większość pozycji w zestawieniach już dawno zapomniałem, zaś nad samą jej istotą nie przestaję się zastanawiać. A ilekroć pojawia się dyskusja na jej temat, wątpliwości powracają.


Właśnie ostatnio przygotowując następny temat wydania do „Czasu Wina” o Bordeaux, w redakcji rozgorzała dyskusja – jak ważna jest ta najsłynniejsza klasyfikacja i czy – dziś – jest jeszcze w ogóle coś warta? Moim zdaniem to śmieć, ale jednocześnie fajna historycznie rzecz, o której warto czasem poczytać i pogadać.
Teoretycznie klasyfikacja ta funkcjonuje i obowiązuje niezmiennie (z jednym wyjątkiem) od ponad 150 lat. Zgodnie zaś z moją „religią” nie można przypisać czemuś wiecznej, niezbywalnej jakości, na zawsze i zupełnie à priori. Rozumiem, iż od czegoś można oczekiwać, że będzie dobre lub świetne, bo poprzednie jego wersje, i te jeszcze wcześniejsze, też były super. Chodzi o to, że odkąd poznałem zasady oceny win, jestem przekonany, że takowe powinno się oceniać post factum, czyli po zdegustowaniu. Nie wierzę w to, że jeśli dziś jakieś wino dostanie „w ciemno” 100 punktów, to powinniśmy oczekiwać, że jajogłowi za półtora wieku będą tego samego zdania.

Z drugiej jednak strony Klasyfikacja 1855 wyznacza pewną epokę oceniania win. Nie chodzi mi o to, że mamy do niej sentyment ani o to, że nie było wówczas Roberta Parkera, więc radzono sobie, jak umiano. Chodzi o to, że ona się z grubsza… sprawdza. Każdy powie, że ta klasyfikacja wyglądałaby dziś inaczej, że jest z dziesięć win w Bordeaux, które regularnie „leją” te z pierwszej piątki. Niemniej jakości, a także i cen, win z pierwszej piątki możemy być pewni.
Dlaczego? Bo nie chodzi o to, że wybrano wtedy najlepsze parcele. Moim zdaniem to działa bardziej na zasadzie domina, a właściwie klasycznej frazy: „noblesse oblige”. Każdy, kto kupuje dziś lub dziedziczy wielkie château nie ma celu wyrobu win stołowych ani też potrzeby eksperymentowania. Chce, stać go, ma ambicje i robi wina wielkie. Oczywiście – te wina się zmieniają, ale na swój sposób zawsze są i pozostaną wielkie. I taki właśnie jest wpływ ten starej klasyfikacji.