Czas Wina

wtorek, 17 lutego 2015

Anterpime 2015

Zapowiadało się nieco nudnie, patrząc po zeszłorocznym przedstawieniu – wiele toskańskich apelacji w ciągu niemal całego dnia, setki stolików – tych grupujących poszczególne konsorcja winiarzy oraz pojedynczych producentów. Od razu było wiadomo, że trzeba się skupić na kilku miejscach, bo całości nikt nie będzie w stanie ogarnąć. Było jednak inaczej – zgoła sensacyjnie!

John Salvi MW degustuje toskańskie Grandi Cru
Jak to na spacerniaku

Przedwczoraj, tj. 15 lutego gwałtownie zmieniliśmy miejsce pobytu. Rano pod Grand Hotel Cavour podjechał wielki autobus, by zabrać dziennikarzy do położonego o… kilkaset metrów hotelu Baglioni. Organizatorzy, choć występują w ciągu tygodnia toskańskich Anteprime pod jednym szyldem, to nie specjalnie się lubią, więc miejsca pobytu i degustacji będą się jeszcze wielokrotnie zmieniać. A wszystko po to, by dziennikarze nie pomylili jednej imprezy z następną.
Tym razem impreza, która grupuje wszystkie toskańskie DOC i DOCG, oprócz chianti (z pododdziałami), chianti classico, vernaccia di san gimigniano, vino nobile i brunello (wszystkie mają osobne imprezy) odbyła się pod hasłem – tłumacząc z przymrużeniem oka – „Spacerem po toskańskich apelacjach” wypadła rewelacyjnie i wręcz szokująco.

Stanowisk degustacyjnych było może kilkanaście, w zasadzie wszystko do ogarnięcia, w dodatku pojawiły się wina z wytwórni, które nigdy w takich spotkaniach udziału nie brały, i to wina, których często na co dzień zwykły konsument kupić nie możne, nawet jeśli jest posiadaczem grubego portfela. Już katalog prezentowanych pozycji, przypadkowo otwarty na… Ornellai, spowodował, że musiałem na chwilkę usiąść, by zaczerpnąć powietrza, a potem pójść sprawdzić kieliszkiem, czy to aby prawda. Otóż prawda! 

Było nie tylko to, ale i dziesiątki innych, których, by ich popróbować, trzeba mieć bardzo dużo szczęścia. Nie wiem, czemu to zawdzięczać, ale na stoliku Consorzio Tutela Vini Doc Bolgheri – z wyjątkiem Sassicai i Ca’Marcandy – pojawiły się wina przyprawiające o zawrót głowy, Ornellaia, Campo alla Sughera, Greppicaia, Guado al Tasso… 

Ale nie będę zanudzał i denerwował nazwami. Dodam tylko, że swoje stoisko miało również „samozwańcze” stowarzyszenie Grandi Cru della Costa Toscana, gdzie pokazano jeszcze więcej perełek, i to często w ogóle bez apelacji, ale wystawianych jako wina regionalne IGT. Były zatem wina typu nie-DOC oraz takie, które z określenie „anteprima”, czyli degustacji przedpremierowej niewiele mają wspólnego. I było to rewelacyjne posunięcie – zaiste wspaniała uczta.

Luca Martini
Dla chcących cichej kontestacji zorganizowano w górnych salach komentowane degustacje, które prowadził Luca Martini najlepszy sommelier 2013 organizacji WSA (Worldwide Sommelier Association). Pokazał wybrane przez siebie wina z różnych toskańskich apelacji z rocznika 2007 – ostatniego przedkryzysowego. Warto było pójść, bo jest zaiste szokującym przekonać się, jak w tak krótkim czasie mieniły się wina w tym najlepszym regionie winiarskim Włoch. I jak bardzo należy uważać wypowiadając się, że coś jest „klasyczne”, „charakterystyczne” i „tradycyjne” w jakiejś apelacji.  „Wczoraj to dziś – tyle, że wczoraj” – można by powiedzieć parafrazując słynne powiedzenie Sławomira Mrożka – „Jutro to dziś – tyle że jutro”.

Viva Las Vegas!

W anturażu przepięknego, średniowiecznego San Gimignano przepuściłem zaś wczoraj (16 lutego) przez baterię kieliszków zdecydowaną większość ostatniego rocznika wina – 2014 i kilka wcześniejszych. Ten dzień był jak zwykle przeznaczony dla najbardziej utytułowanego białego wina włoskiego.

Po dwóch „czerwonych” dniach, biała vernaccia powinna być świetną odskocznią. Ale ja jakoś nie mogę przekonać się do tego wina, moim zdaniem, sztucznie i zbyt pochopnie wywindowanego aż do pozycji DOCG. Ale z drugiej strony – widać ogromny wysiłek producentów, by wino było coraz świeższe, lżejsze, bardziej cytrusowo-owocowe, niż ciężkie renetowe, „siadłe” i krótkie, z wytrawno-kompotowym posmakiem. Być może to tylko moje zmartwienie i inni takie właśnie lubią, a ja z kolei za bardzo jestem skażony środkową Europą. Może też, gdyby to nie było DOCG, tylko zwykłe DOC lub nawet IGT (oj, w tym odnóżu robi się dopiero wina w okolicach San Gimignano!), tak bardzo „tradycja” by mu ciążyła, jak kiedyś chianti.

Degustacja zaczęła się poprzedniego wieczora, podczas otwierającej imprezę kolacji. Wina takie sobie, za to było niezwykle wesoło. Siedzący przy moim stoliku amerykańscy importerzy zalewali się łzami ze śmiechu, kiedy jeden z nich (z pochodzenia Włoch) opowiedział, co przeczytał na murze przy wejściu do biura włoskiej partii komunistycznej w San Gimignano. Otóż stało tam, że miejscowi powinni wesprzeć klasę robotniczą Grecji w niepłaceniu podatków i długów. Tak rozbawionych ludzi dawno nie widziałem i myślę, że najdroższe kabarety Las Vegas tak by ich nie ubawiły. Im nie mieściło się w głowie, jak legalnie działająca partia wzywa do niepłacenia długów!

San Gimignao  sala Dantego - degustacja porównawcza w kurtkach

Ale wróćmy do wina. Degustacja w Muzeum Sztuki Nowoczesnej przebiegała nadzwyczaj sprawnie dzięki świetnie wyszkolonym i sprawnym sommelierom. Jedyny szkopuł był w tem, że wiekowe mury były… nieogrzewane, a co za tem idzie – wina trafiły w „pokojową” temperaturę, my zaś do kostnicy. Nie dziwi więc fakt, że i dziennikarze nie rozwodzili się nad każdym winem i punktowali błyskawicznie.

Miałem nieco inne plany, ale wobec zaistniałej sytuacji, szybko ewakuowałem się na część dodatkową miejscowego Anteprima – czyli odbywającą się w prześlicznej Sali Dantego przy Piazza del Duomo – degustację porównawczą win z San Gimignano z winami z innego, wybranego regionu winiarskiego świata. Tu było jeszcze zimniej, ale ponieważ trzeciej opcji nie było, więc zostałem. Producenci vernacci pewnie długo zastanawiali się, kogo w tym roku wziąć na owe spotkanie swoich win z zagranicznymi, by pokazać, jak mają się ich wyroby do cudzoziemskich. Dwie poprzednie oceny (z winami z Doliny Loary i austriackimi grünerami veltlinerami) wypadły niezbyt przekonywająco (delikatnie mówiąc), więc tym razem sięgnięto po trzecią półkę win burgundzkich – Côte Chalonnaise, okręgu, gdzie nie tylko dostępne są wina z odmiany chardonnay, ale także z mniej cenionej aligoté. Jak mówił wszak Wielki Szu: „Szczęście trzeba sobie umieć zorganizować.”

A żeby jeszcze bardziej pokrzyżować plany niecnym dziennikarzom, degustacje obydwu „baterii”, włoskiej i francuskiej, odbywały się w ciemno, a w dodatku próbki przemieszano między krajami. No i vernaccie nie wypadły źle. Z dwunastu w sumie win w moich notatkach trzy pierwsze, najwyżej ocenione pochodziły z Francji, ale reszta była przemieszana. Jak spore było napięcie na widowni, niech tylko zilustruje fakt, że Włosi na stojąco oklaskiwali każde swoje wino, które choćby tylko o włos było lepsze od burgundzkiego. Wniosek – vernaccie takie złe nie są. Istotnie – nie są, ale chyba czas, by były jeszcze lepsze.

Wojciech Gogoliński
Florencja i San Gimignano

Relacja z pierwszego dnia Anteprime 2015